wtorek, 19 lutego 2013

Dzień dziewiąty: Łeba - Dębki

Pamiętam jak w sierpniu byłem w Łebie i czekałem na targach książki (czy czymś takim) na Jacka Pałkiewicza, który miał podpisywać swoje książki. Na pięć minut przed jego wystąpieniem, organizator poinformował nas że Pana Jacka nie będzie - ot takie wspomnienie mnie naszło. Teraz Łeba już w niczym nie przypomina tego czym była wcześniej.
W końcu znalazłem zastosowanie moich zimowych butów - idealnie nadają się do przeprawiania przez radioaktywne rzeczki (oczywiście nie są radioaktywne, ale ich zapach, kolor i temperatura skutecznie zniechęca do pokonywania ich boso :P) - pod warunkiem że woda nie jest zbyt wysoka.
Mój wózek zaczyna już powoli rdzewieć, ale wytrzyma do końca. Po powrocie o niego zadbam i posłuży jeszcze na rowerowe wyprawy na które się wybiorę gdy tylko się trochę ociepli...
No ale wracając do aktualnej wyprawy... :)
Do Helu zostało mi jeszcze 60 kilometrów, a pogoda ewidentnie się sypię. Tak jak do tej pory zawsze miałem szczęście, tak teraz przyjdzie zmierzyć mi się z żywiołem bo śniegu zaczyna padać coraz więcej. Jutro mam zamiar wyruszyć jak najwcześniej i nie dać się pokonać przyrodzie :)

Do tych wszystkich samotnych nocy na plaży, idealnie pasuje moja ulubiona ballada Goethiego "Król Olch", posłuchajcie jej amatorskiej interpretacji, która według mnie jest naprawdę niezła i nie znudziła mi się już od kilku lat!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz