czwartek, 24 stycznia 2013

Pod górę...



Ostatnie kilka dni, to ciągłe przeciwności...
Po pierwsze, nie udało mi się oddać butów na gwarancji ponieważ sklep w którym je kupiłem... splajtował - jak zresztą cała ich sieć. I tak oto skórzane buty La Sportiva, z Goretexową membraną i vibramem padły po pierwszym sezonie, a szkoda.
Również na kilka dni zatrzymały się prace nad sanko-wózkiem ponieważ szukałem odpowiednich nart które przymocuje do pojazdu. Gdy w końcu takie znalazłem umówiłem się telefonicznie ze sprzedawcą w sąsiednim mieście. Powiedział że będzie miał czas dopiero o 18, czyli przebijając się przez całe zakorkowane miasto i przejechaniu 20 kilometrów byłem na miejscu o 17.45. Dzwonie do człowieka i co słyszę? Sprzedane. Co za ludzie.
Jak się zapewne domyślacie, w wyśmienitym humorze wróciłem do domu i zacząłem szukać kolejnych nart. Znalazłem jeszcze jeden (już ostatni) odpowiedni model, jednak tym razem jeszcze trochę dalej niż poprzednio. Umówieni byliśmy na 16.15, o szesnastej zgłaszała się tylko skrzynka, ale znałem adres i byłem już w drodze. Jak się okazało 13 letni sprzedawca był w domu i co mi powiedział?
- Paanieee ja bez butów Panu nie sprzedam.
- Ale na tablicy wystawił Pan same narty
- No bo zapomniałem o butach, no i trzeba też dopłacić bo buty sprawne i można iść na górę od razu jeździć.

Niestety, ale czas mocno nagli i tak oto stałem się szczęśliwym posiadaczem nart, wraz z butami wyjętymi z jakiejś kotłowni które chętnie oddam na kolczyki.
Od jutra zaczynamy pracę nad płozami, i zabudowaniem wózka to wrzucę tutaj jakieś zdjęcia.

Dobre informację to takie że:
- Zamknąłem wszystkie uczelniane sprawy i od jutra wszystkie siły i środki mogę kierować już na wyprawę.
- Otrzymałem zezwolenie od Urzędu Morskiego w Słupsku na rozbijanie namiotu, na plaży, na około 150 kilometrowym odcinku – bardzo dziękuje za wiarę w ten projekt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz