Z Dębek wyruszyłem mocno przed świtem, pogoda coraz bardziej się sypała (dosłownie :P), a ja nie chciałem marnować czasu. Do Władysłałwowa jak najbardziej starałem się omijać plażę. Dużo mokrego śniegu, oraz wiatr wiejący w twarz znacząco utrudniały wędrówkę i były katorgą dla moich pleców (na których ciągnąłem wózek).
W okolicach południa zająłem moją strategiczną kwaterę we Władysławowie, przygotowałem sobie posiłek, wziąłem gorący prysznic i stwierdziłem że atakowanie Helu z wózkiem jest beznadziejnym pomysłem.
Po pierwsze: Z Helu i tak będę musiał wrócić do Władysławowa, a duży ciężki wózek znacząco to utrudni.
Po drugie: W tych warunkach potrzebowałbym na to jeszcze z dwóch dni, albo nawet więcej gdyż jak się okazało później piasek na tym odcinku przypomina... właściwie nie wiem do czego go porównać, zostańmy więc przy tym że jest wyjątkowo grząski, a w połączeniu z kilkunasto-centymetrową warstwą mokrego śniegu tworzy miksturę którą ciężko wypić.
Po zaplanowaniu ostatniego "strzału" przespałem się jeszcze kilka godzin, by w okolicach dwudziestej, jedynie z małym plecaczkiem w którym miałem 1,5 litra wody, aparat i trochę kanapek ruszyć na Hel.
Droga nużyła się niesamowicie, a warunki nie rozpieszczały. Co jakiś czas przechodziłem na asfalt lub na prawą stronę cypelka żeby dać trochę odpocząć nogom.
W końcu, gdy już noc przemieniła się w poranek dotarłem na Hel... w końcu po jedenastu dniach marszu osiągnąłem swój cel.
Do tej pory jedynie kilka osób pokonało ten dystans w zimowych warunkach, ale podejrzewam że ja jako pierwszy nie używałem plecaka tylko wózka.
Udało się! Bez odcisków, bez tabletek przeciwbólowych, bez żeli rozgrzewających, bez goretexowej membrany... jednak z wielką, wielką pomocą Morza, które przez te jedenaście dni pozwoliło mi iść wzdłuż swojego wybrzeża bez sztormów, bez mocnych opadów, bez bardzo silnych wiatrów.
Dzięki wielkie że byliście ze mną przez ten czas, wprawdzie prowadzenie codziennych relacji odrobinę (no może trochę bardziej) mnie przerosło i było dość trudne do wykonania ze względów logistycznych jednak myślę że z lepszym, lub gorszym skutkiem się udało. Dzięki wielkie za miłe komentarze, które były mocnym "dopalaczem" na trasie.
Gorąco pozdrawiam z zimnej ziemi! To już koniec ;)